Wywiadówka obowiązkowa
Bardzo musieliśmy cię zmuszać do tego rachunku sumienia?
Wywiad ze sobą przeprowadzam w imieniu własnym i na własne, niczym nieprzymuszone życzenie, a wydając książkę, która jest do nabycia w największych księgarniach, stałam się( mam taką nadzieję) lokalną celebrytką i „ciekawym człowiekiem”, który do takich wywiadów ma chyba prawo…
Jak się zaczęła woja przygoda ze sztuką?
Zaczęło się dwa lata temu, w obliczu klęski, jaką jest szeroko pojęty brak pracy i perspektyw, posiadanie dzieci i rozpaczliwa troska o swoje dalsze losy.
Rysunek jako forma terapii?
Przypadek zrządził konieczność wykonania czegoś wyjątkowego dla bliskiej mi osoby, czegoś co byłoby dziełem własnych rąk, a nie możliwości finansowych. Jako że wydziergałam już myszki, misie, króliki i inną zwierzynę, uszyłam niezbędny pugilares, wysztrykowałam kolejny szalik , przyszła kolej na rysunek, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Zachęcona tym bardzo lokalnym sukcesem, postanowiłam stworzyć całą serię pojazdów, planet, kosmicznych stworów i innych rozmaitych stworów i z całą tą czeredą wyruszyć na pierwsze w życiu targi sztuki i rękodzieła w zabrzańskiej kopalni Guido.
Zgadnijmy. Stworki się spodobały. Czy tak?
Sprzedałam wszystkie rysunki , co znacznie połechtało moje ego, ale i napełniło wiarą w powodzenie całego tego pomysłu z rysowaniem. Później było wiele festiwali, jarmarków, wystaw, wiele miast i miejsc, ale moim ulubionym niezmiennie pozostaje Nikiszowiec, gdzie mam swoich wiernych „fanów” i odbiorców, i gdzie sprzedaję najwięcej swoich prac. Moje rysunki znajdują swoje miejsce w prywatnych domach nie tylko w Polsce, ale i w Stanach Zjednoczonych, Izraelu i Turcji, ale także w miejscach takich jak księgarnie, restauracje, kawiarnie, szkoły, hale, bo i rysuję nie tylko na papierze, także bezpośrednio na ścianach, meblach i na wszystkim na czym rysować się da…
Na przykład, pomyślmy tylko... Na ścianie?
Parę miesięcy temu „wyrysowałam” ściany gliwickiej księgarni Mercurius, która należy do wydawnictwa Helion i tym sposobem zostałam przez to wydawnictwo dostrzeżona i doceniona propozycją stworzenia kolorowanki dla całej rodziny. Tak powstały „Koty dziwaki”, zabawne historyjki nie tylko o kociej naturze rzeczy. Koty… to kolorowanka nietypowa, inna niż cała gama modnych obecnie książeczek zalegających półki księgarń, stacji benzynowych, Żabek i innych sieci handlowych. Inna, bo w całości wyrysowana i wymyślona przeze mnie, pełna odnośników literackich, filmowych, kulturowych.
Koty zawsze gwarantują sukces. Kto ma kota, ten wie, co mamy na myśli. A ty, co zamierzasz dalej?
Koty to pierwsza moja książka, ale jak się okazuje nie ostatnia. Dostałam propozycję ze strony tego samego wydawnictwa na stworzenie kolejnej opowiastki rysunkowej, ale nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów. Chciałam też zaznaczyć, że jako artystka płodna i pełna artystycznego zapału nie boję się wyzwań i pracy twórczej, polecam się zatem jako ilustratorka i „upiększatorka” otoczenia….
Gdybyśmy mieli cię krótko przedstawić - co powinniśmy napisać.
Wywiad ze samą sobą kończę lapidarnym resume: samozwańcza gliwicka artystka, matka dwóch córek, posiadaczka kota, tytułu magistra slawistyki, w wieku bezwzględnie przedemerytalnym, pełna twórczego zapału i niepoprawnych pomysłów na życie.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj