| Źródło: Fot. Wikimedia
Cudowny chłopak z Sosnowca
Dziś miałby on 114 lat. Tylko pomyślcie - urodził się za czasów cara Mikołaja II Aleksandrowicza. Był małym dzieckiem, kiedy imperium rosyjskie wdało się w awanturę, która przyczyniła się do upadku imperium. Chodzi oczywiście o sromotnie przegraną przez Rosjan wojnę rosyjsko-japońską.
Jako dziecko zapewne był świadkiem rewolucji 1905 r. I krwawo tłumionych protestów robotniczych na terenie Sosnowca. Później rodzina przeprowadziła się do Janowa w okolicach Częstochowy. Lecz już w 1908 r. Jan z rodzicami powrócił do Sosnowca. Mieszkał w domu przy ul. Miłej. Tam jego tato prowadził piekarnię o nazwie "Lech".
Dom Kiepurów na Pogoni
Mały Jaś chodził do prywatnej podstawówki. Już jako Janek był uczniem gimnazjum im. S. Staszica. Psocił i broił. W szkolnym archiwum są wpisy na temat jego "niedopuszczalnego" zachowania. Należał do harcerstwa i jak przystało na prawdziwego chłopaka - uwielbiał piłkę nożną. Grał w klubie Victoria. Usiłował trenować boks. Jak z tego widać, miał mocno zawadiacki charakter.
O Kiepurze się mówi, że sercem był sosnowiczaninem, a głosem obywatelem świata. Ale przecież jego serce należało również do Polski. Miał 14 lat, kiedy wstąpił do podziemnej Polskiej Organizacji Wojskowej. W zaborze rosyjskim groziła za to co najmniej wywózka na Sybir.
Car Mikołaj II
W 1919 r. Jan wstępuje do I pułku Strzelców Bytomskich. Idzie walczyć w powstaniu śląskim. Wraz ze Ślązakami naraża życie na polach bitewnych. W tym, co napisaliśmy, nie ma żadnej przesady. Jego brat Władysław zostaje ciężko ranny podczas bitwy pod Mysłowicami. I wtedy Jan na własnych plecach wynosi brata spod ostrzału.
Powstańcy śląscy
Ówże brat Władysław (młodszy od Jana) wspominał później, że czekając w kolejce po zakupy on i Jan umilali ludziom czekanie - śpiewaniem. Rodzice nie chcieli jednak mieć syna śpiewaka - choć sam Jan o tym marzył. Rodzice chcieli prawnika. Ale Jan postawił na swoim. Brał lekcje śpiewu u prof. Wacława Brzezińskiego. Gdy Kiepura nie miał już czym za nie płacić, pan profesor zdecydował się udzielać mu lekcji za darmo.
Początki kariery scenicznej Kiepura miał ciekawe. Trudno powiedzieć - udane czy nie. Jego pierwszy pracodawca, dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie, pana Jana wywalił z roboty. Zawinił zawadiacki charakter Kiepury. Ten chciał się popisać przed publicznością, przeciągnął jeden z ostatnich akordów partii solowej w "Halce", za co dyrektor go zwolnił. Kiepura wrócił do Sosnowca. Tam natknął się prof. Ignacego Wrmutha, który ściągnął przyszłego mistrza do Lwowa. I odtąd już kariera pana Jana rozwijała się błyskawicznie. Powrócił do Teatru Wielkiego. Po pewnym czasie on i dyrektor, który go wyrzucił z pracy, zostali wielkimi przyjaciółmi.
Cały świat zakochał się w zawadiace z Sosnowca. My, Polacy, podśpiewujemy sobie do dziś "Brunetki, blondynki" i inne jego szlagiery.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj